Obudziłam się z niesamowitą tęsknotą w sobie. Taką, które rozrywa na kawałki od środka, krwawi, boli i sypie solą po własnych ranach. Ściska płuca zabierając oddech, ustom zakazuje wypowiadać słowa .
Ta tęsknota sprawia, że jestem obca we własnym ciele, nieobecna wśród ludzi, oddalona od rzeczywistości. Pełna niepokoju, nieszczęśliwa, na siłę wmawiająca sobie wolność i naturalność.
Nienawidzę tej tęsknoty i tego, że właśnie wczoraj tak bardzo ją odczułam. Tego, że wczoraj odżyła z tak niesamowitą siłą całkowicie zajmując każdą komórkę mojego ciała.
Tęsknię za głosem, bezpieczeństwem tak naiwnym i nieprawdziwym, w które ja wierzyłam - reszta wiedziała, ja głupia nie. Tęsknię za zrozumieniem, swobodą, męskością, prostackimi zachowaniami rodem z taniej komedii, za mieszanką siły i czułości.
Tęsknię. I boli tym bardziej, tym silniej, gdy wiem, że on nie.
Gdy jedyne co wspomina o naszym rozłamie to "Szkoda, że nie ma Saby. Nie ma mi kto masować stóp".
***
"Jesteś tym, czego szukam. Szczerym uczuciem, swobodą, szczerością, otwartością, jesteś ciepłem, pięknem naturalnej urody. Nie jesteś wymuszona i nic nie robisz na siłę. Budzisz się przy mnie, w rozciągniętej piżamie milcząc , a ja zadurzam się w Tobie coraz bardziej i bardziej. Chciałem zatrzymać tę twarz dla siebie. Wzrok, który prosił bym został, ta dziecięca niewinność i blask. Jestem dumny z tego, że mam taką wspaniałą, ładną i uroczą dziewczynę"
Tak bardzo na niego nie zasługuję. Bardzo chcę, by był przy mnie, bo gdy jest - nie pamiętam. Liczymy się tylko my. Nasze śniadania, nasze wstawanie o 12, szybsze oddechy, gdy jak para nastolatków całujemy się na ławce w parku. Dobrze mi z nim. Nieswojo, ale dobrze. Nie czuję się do końca pewna, raczej wciąż nieśmiała, stanowczo gruba przy jego anoreksji. Mam tylko nadzieję, że nauczę się tego jak być przy nim w pełni szczęśliwą. Chciałabym bez żadnego myślenia być po prostu jego. Bez żadnego "ale" w głowie. Bez tego paskudnego poczucia, że coś jest źle, że to nie moje miejsce. Bez tego jak bardzo odczuwam brak dawnego trybu życia.
***
Spojrzałam od niechcenia na telefon czując wibracje w kieszeni i z dziwnym spokojem odebrałam.
- O! Odebrałaś! - usłyszałam jego głos, pełen wspomnień, zdziwienia i delikatnie się wzruszyłam, a w środku zatlił się cichutko płomyk nadziei. Może coś wróci?
- No, słucham - odpowiedziałam cudem zachowując oschły ton
- Jesteś dzisiaj zajęta? - zapytał jak jakiś mały chłopiec, który coś zbroił. Jakby się stresował rozmową ze mną, chociaż z doświadczenia wiem, że Marsowi stres jest przecież obcy.
- Nie wiem, a coś się stało?
- Nie chciałabyś wpaść? No wiesz, na jakąś kawę, albo herbatę? - kontynuował nie zmieniając wydźwięku rozmowy, a ja siedziałam na kanapie zaciskając wolną dłoń na spódnicy. Bardzo tego chciałam. Chcę.
- Czegoś potrzebujesz? - nauczona doświadczeniem niestety zdawałam sobie sprawę z tego, że on się odzywa, gdy czegoś chce.
- Towarzystwa
Jestem kompletnie rozczulona, rozwalona na kawałki własnymi odczuciami i rozsądkiem. Marzę o tym, by go chociaż zobaczyć, porozmawiać, dowiedzieć się co u niego. Odzyskać go.
Ale po pierwsze nie zamierzam ryzykować. Sama jestem teraz zbyt krucha by się na to narażać, wciąż niepewna własnych uczuć względem Kuby mimo świadomości, że jest dobrym wyborem, że sprawia, że znowu żyję. Jestem zbyt łatwym celem dla Marsa.
Po drugie : skrzywdził mnie bardziej niż sama jestem w stanie o tym mówić.
Nie chcę go.
Chcę się nauczyć żyć z Kubą.
Jesteś niesamowicie silna, że się nie zgodziłaś. Mam nadzieję, że z każdym kolejnym razem będzie to przychodzić łatwiej, aż w końcu będziesz mogła się z nim spotkać bez budzących się przy tym uczuć. Mam nadzieję, że to możliwe.
OdpowiedzUsuń