wtorek, 15 października 2013

przeszłość między nami

Widziałam już jak idzie z daleka, wysoki, o całkiem ładnej budowie, w beżowym puchatym swetrze do którego zawsze chciałam się przytulić, ale nigdy nie miałam okazji. Westchnęłam ciężko pod nosem ni to zrozpaczona tym, że to wszystko już naprawdę nie wróci, ni to smutna tym, że sama siebie w tej sytuacji postawiłam. To ja się uwięziłam w czymś zwanym "związek", by po raz pierwszy od miesięcy spotkać Marsa, skinąć głową i powiedzieć "cześć". Odezwał się (jak zwykle) bo czegoś potrzebował.
Gdy już załatwił co musiał, wrócił na chwilę i usiadł ze mną na schodach. Przez chwilę miałam go przy sobie.
Nie kochanka, partnera, seks transformersa...miałam przy sobie przyjaciela z którym śmiałam się na schodach mojej szkoły jedząc czekoladę.
- Oh, mówisz, że nie masz miejsca w szafie? Jak mi przykro - uśmiechnęłam się szeroko, by zaraz udać rozżaloną minkę i zaraz schowałam głowę we własnych ramionach, kuląc się w sobie zaskoczona, że pozwoliłam sobie na aż taką bezpośredniość.
Po zaledwie chwili wszystko się rozpadło, jednocześnie ja powiedziałam "mam matematykę", on : "mam wykład" i zniknął.

***

Czuję, że się pospieszyłam i odrobinę żałuję? Że nie dałam sobie czasu na to, by po tym wszystkim odetchnąć, na nowo ten oddech złapać i ruszyć przed siebie. Na siłę rozkazałam sobie walczyć, a to z Rwl, a to z T. a to teraz z Kubą. 
Naprawdę go lubię, czuję się przy nim lekko, spokojnie. On jest taki uroczy, romantyczny...w końcu, w wieku prawie 19lat czuję jak to jest mieć chłopaka i co ranek czytać "dzień dobry kochanie".
Jest ktoś kto na mnie czeka, kto mówi "dobrze Saba" na wszystkie moje pomysły.
Ale z drugiej strony zachowuje się kompletnie jak dziecko, boi się przeszłości i nie potrafi się z nią pogodzić. Związek aktualnie to dla mnie przedszkole, w którym ja jestem przedszkolanką, a mój chłopak 4latkiem, który właśnie zaczyna czytać. Jest mi tym dziwniej i tym ciężej, że nigdy takiej sytuacji nie miałam i pewne sytuacje, chociaż nie wszystkie są dla mnie nowe.
Z Marsem mimo, że nie byliśmy razem, gdy coś się działo nie tak rozwiązywaliśmy to wspólnie, próbując sobie nawzajem pomóc, nie wstydziliśmy się swoich problemów. Kuba natomiast uparcie powtarza "to mój problem. zrobię to SAM". A przecież jestem z nim. I chcę być w każdej sytuacji.
Z Kubą brakuje mi błysku.

***

Siedziałam pod śpiworem spoglądając to na niego, to na moją przyjaciółkę i nosiło mnie, nie wiedziałam, co zrobić, co powiedzieć, by było ok. Ni stąd ni zowąd widziałam go już po raz drugi tego dnia, nie ukrywajmy - sama tego chciałam, przecież wiedziałam o której wraca do domu, a jednak tam siedziałam marząc o tym, by było chociaż w połowie jak dawniej.
- Ładna spódniczka - powiedział ni to do mnie ni to do monitora, podczas, gdy ja wypinałam się i wierciłam próbując zapiąć do końca plecak. Wmurowało mnie i podniosłam oczy patrząc prosto w jego. Teraz jak o tym myślę, to wiem, że wmawiałam sobie to co w nich zobaczyłam : tęsknotę? ból? tą jego kochaną figlarność? Między nami zostało pewne napięcie erotyczne.
I to wszystko.
Nie umiem na Niego spojrzeć jakoś inaczej, jak na przyjaciela bo tyle razy mnie zawiódł...porzucił dla ukochanej dziewczyny, by zaraz po jej utracie zamiast po prostu wrócić, gdy czekałam wciąż z otwartymi ramionami, on rzucił się w wir imprez i zabaw z jakimiś gówniarami.
I gdy ja prosiłam, by wrócił on był zbyt ślepy, zbyt głuchy by zareagować.
Teraz już na to wszystko za późno, choć cała sytuacja boli dalej.
Czuję się tak jakbym wyszła za mąż, z rozsądku i na moim horyzoncie pojawił się dawno niewidziany kochanek. Przyspieszyliśmy z Kubą i teraz zamiast być wolną i szczęśliwą, jestem po prostu w klatce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz