czwartek, 4 lipca 2013

Another day in paradise

Julia Mruk leniwie wysunęła swoją bladą stopę z gorącej, przykrytej pianą wody i dokładnie ją obejrzała. Stopa na której dzień w dzień stała, która wspomagała chodzenie, bieganie, skakanie, a czasami nawet była ubierana w niektóre z niebotycznych obcasów Julii, była szczupła, krótka, bo zaledwie rozmiar 37, w porywach do 38, i bardzo koścista. Gdy Julia napinała mięśnie i wyginała kończynę, jej stopa ukazywała miliony kostek i kosteczek, żyłek i ścięgien, tak jakby nie składała się z niczego innego, a cienka warstwa skóry nie była w stanie nic ukryć i ochronić. Mimo tego stopa była twarda. Julia wielokrotnie wbijała agrafki, widelce i wszelkiego rodzaju inne szpikulce, by sprawdzić jak bardzo jej skóra zrogowaciała. A zrogowaciała bardzo. Była twarda i szorstka od częstego chodzenia na boso, od nieużywania żadnych peelingów, pumeksów i tych wszystkich śmiesznych rzeczy, które normalni ludzi używają, gdy dbają o własne ciała. Julia Mruk nie dbała. Obgryzała smukłe paznokcie, co miesiąc farbowała coraz rzadsze włosy, o których naturalnym kolorze nikt nie pamiętał, a wieczorami kładła się spać nie zmywając makijażu i pozwalając, by tusz do rzęs wykruszył się prosto w poduszkę.
Urocza brunetka o smutnych, szarych oczach dbała o siebie, gdy widziała się z Bartkiem. Wtedy to goliła całe ciało, nie pozwalając, by chłopak przesuwając dłonią po jej nodze wyczuł choć jednego włoska, topiła skórę w balsamach, byle tylko poczuł jaka jest gładka, jedwabista i jak ślicznie pachnie, robiła delikatny, naturalny makijaż podkreślający jasną cerę, nadający jej policzkom zdrowego rumieńca, a oczy muskała kredką w kolorze gorzkiej czekolady, dzięki której pochmurny błękit zdawał się błyszczeć i wychodzić do przodu.
Bartek był jej przyjacielem, kochankiem i w pewien niewytłumaczalny sposób partnerem. Spotykali się często, kochali namiętnie, jedli wszystko to, co Julia przygotowywała i głaskali nawzajem swoje ciała okazując sobie czułość i przywiązanie. A potem wszystko się kończyło i Bartek Kosmowski opuszczał Julię i wracał do swojej uczelni, piwa z kolegami, oraz dziewczyny, którą kochał.
Julia po jego wyjściu wchodziła do gorącej wody, oglądała swoje ciało wspominając jak ją dotykał. Jak jego dłonie muskały jej pełne piersi, jak usta zachłannie miażdżyły jej wargi, tworzyły ścieżkę z jej kręgosłupa, jak leżeli nadzy, szczęśliwi. 
Zacisnęła palce na swoich nozdrzach i zanurzyła się w kąpieli. Pod wodą nie dało się płakać, co pokazywało każde jego odejście. Siedziała pod powierzchnią, mając nad swoją twarzą tumany piany, cicho krzyczała w skażoną mydłem toń i płakała nad własną bezsilnością. Podniosła się z wanny i otuliła włosy ręcznikiem patrząc się na własne odbicie. Nie za wysoka, szczupła, choć z kobiecymi kształtami, o mokrych, ciemnych włosach opadających w ręczniku na łopatki. Julia była jedną z kobiet, które zakładając dżinsy i sweter wciąż wyglądały dobrze, a mimo to szczerze się nienawidziła, potępiała i wstydziła własnej osoby.
Przejechała dłonią po wąskiej talii
- Pewnie jest z Olą na spacerze - powiedziała cichutko do lustra.
- Pewnie trzymają się za ręce - pisnęła zaciskając swoje na własnych piersiach i zaraz z obrzydzeniem puściła, by chwycić za szczotkę. Nie była delikatna. Z niezwykłą gwałtownością szarpała długie włosy nie patrząc, czy boli, czy wypadają, czy za mocno.
- To ja tu jestem tą drugą - powiedziała surowo do odbicia w lustrze i zamilkła czekając na zaprzeczenie.




Chciałabym powrócić. I tak bez pikantnych historii, bo takowe nie maja miejsca, ale ze mną w 100%. 
Zacznę od tego, ze jest kilkanaście osób, które odkryły moja prawdziwa tożsamość - świetnie, gratuluje, ze poznaliście moje odczucia, moje myślenie, ale proszę, odbierajcie to tak jak jest naprawdę. Jak będę chciała się zabić- napisze i jeszcze zapytam o zdanie. Mój blog to moja sprawa, możecie go czytać, ale nie miejcie pretensji o to co pisze  
pewien etap mam skończony, kochany mars już nie gada, nie ma go, wyparował i uciekł do kogoś kogo kocha. 
wiec ja wracam. Jako Saba. 
Polubiłam ją, mimo ze tak bardzo jest mną.