środa, 30 października 2013

Obudziłam się z niesamowitą tęsknotą w sobie. Taką, które rozrywa na kawałki od środka, krwawi, boli i sypie solą po własnych ranach. Ściska płuca zabierając oddech, ustom zakazuje wypowiadać słowa .
Ta tęsknota sprawia, że jestem obca we własnym ciele, nieobecna wśród ludzi, oddalona od rzeczywistości. Pełna niepokoju, nieszczęśliwa, na siłę wmawiająca sobie wolność i naturalność.
Nienawidzę tej tęsknoty i tego, że właśnie wczoraj tak bardzo ją odczułam. Tego, że wczoraj odżyła z tak niesamowitą siłą całkowicie zajmując każdą komórkę mojego ciała.
Tęsknię za głosem, bezpieczeństwem tak naiwnym i nieprawdziwym, w które ja wierzyłam - reszta wiedziała, ja głupia nie. Tęsknię za zrozumieniem, swobodą, męskością, prostackimi zachowaniami rodem z taniej komedii, za mieszanką siły i czułości.
Tęsknię. I boli tym bardziej, tym silniej, gdy wiem, że on nie.
Gdy jedyne co wspomina o naszym rozłamie to "Szkoda, że nie ma Saby. Nie ma mi kto masować stóp".

***

"Jesteś tym, czego szukam. Szczerym uczuciem, swobodą, szczerością, otwartością, jesteś ciepłem, pięknem naturalnej urody. Nie jesteś wymuszona i nic nie robisz na siłę. Budzisz się przy mnie, w rozciągniętej piżamie milcząc , a ja zadurzam się w Tobie coraz bardziej i bardziej. Chciałem zatrzymać tę twarz dla siebie. Wzrok, który prosił bym został, ta dziecięca niewinność i blask. Jestem dumny z tego, że mam taką wspaniałą, ładną i uroczą dziewczynę"
Tak bardzo na niego nie zasługuję. Bardzo chcę, by był przy mnie, bo gdy jest - nie pamiętam. Liczymy się tylko my. Nasze śniadania, nasze wstawanie o 12, szybsze oddechy, gdy jak para nastolatków całujemy się na ławce w parku. Dobrze mi z nim. Nieswojo, ale dobrze. Nie czuję się do końca pewna, raczej wciąż nieśmiała, stanowczo gruba przy jego anoreksji. Mam tylko nadzieję, że nauczę się tego jak być przy nim w pełni szczęśliwą. Chciałabym bez żadnego myślenia być po prostu jego. Bez żadnego "ale" w głowie. Bez tego paskudnego poczucia, że coś jest źle, że to nie moje miejsce. Bez tego jak bardzo odczuwam brak dawnego trybu życia.

***
Spojrzałam od niechcenia na telefon czując wibracje w kieszeni i z dziwnym spokojem odebrałam.
- O! Odebrałaś! - usłyszałam jego głos, pełen wspomnień, zdziwienia i delikatnie się wzruszyłam, a w środku zatlił się cichutko płomyk nadziei. Może coś wróci?
- No, słucham - odpowiedziałam cudem zachowując oschły ton
- Jesteś dzisiaj zajęta? - zapytał jak jakiś mały chłopiec, który coś zbroił. Jakby się stresował rozmową ze mną, chociaż z doświadczenia wiem, że Marsowi stres jest przecież obcy.
- Nie wiem, a coś się stało?
- Nie chciałabyś wpaść? No wiesz, na jakąś kawę, albo herbatę? - kontynuował nie zmieniając wydźwięku rozmowy, a ja siedziałam na kanapie zaciskając wolną dłoń na spódnicy. Bardzo tego chciałam. Chcę.
- Czegoś potrzebujesz? - nauczona doświadczeniem niestety zdawałam sobie sprawę z tego, że on się odzywa, gdy czegoś chce.
- Towarzystwa
Jestem kompletnie rozczulona, rozwalona na kawałki własnymi odczuciami i rozsądkiem. Marzę o tym, by go chociaż zobaczyć, porozmawiać, dowiedzieć się co u niego. Odzyskać go.
Ale po pierwsze nie zamierzam ryzykować. Sama jestem teraz zbyt krucha by się na to narażać, wciąż niepewna własnych uczuć względem Kuby mimo świadomości, że jest dobrym wyborem, że sprawia, że znowu żyję. Jestem zbyt łatwym celem dla Marsa.
Po drugie : skrzywdził mnie bardziej niż sama jestem w stanie o tym mówić.
Nie chcę go.
Chcę się nauczyć żyć z Kubą.

czwartek, 24 października 2013

jump

Spałam. Spokojnie, w ciepłym łóżku, tuż obok mojego chłopaka, a może już nie? Może mnie już zostawił i poszedł do pracy? Nie wiedziałam tego dopóki nie otworzyłam zaspanych oczu. Obok mnie leżała spora, włochata kulka merdająca ogonem, z gigantycznymi, przenikliwie błękitnymi ślepiami, z tym swoim warczeniem, szczekaniem, gdy tylko pojawił się ktoś, kto potrafi ją wyprowadzić na spacer, lub dać jeść.
Więc Kuby nie było. To czasami dziwne jak bardzo mi go brakuje, jak okrutnie tęsknię za chwilami spędzanymi właśnie z nim na kompletnie banalnych rzeczach. "Prości ludzie się tak bawią" - skwitowała jego przyjaciółka, ale ja tak lubię być prostym człowiekiem!
W piątek wieczorem byliśmy w kinie. Dla niego - norma, a ja ostatnio byłam w kinie z chłopakiem w podstawówce i opierało się to na kompletnie innych zasadach. Siedziałam w 6 rzędzie popularnego kina, oglądałam horror w dniu premiery trzymając mojego chłopaka za rękę, ściskając ją mocniej za każdym razem gdy się bałam, jedząc popcorn, dumnie mówiąc "poproszę zestaw dla dwojga". To najprostsze i najwspanialsze uczucie pod słońcem, gdy szczęśliwa całowałam go raz po raz w policzek nie mogąc się od tego powstrzymać. Lubię łapać te spojrzenia dziewczyn. Gdy kogoś poznajemy, jest ten pierwszy kontakt, ona patrzy na niego, a on na mnie łapiąc mnie za rękę i bezczelnie demonstrując "JESTEŚMY RAZEM".

***

Spotkałam JĄ. Chociaż wcale nie jestem tego pewna. Miała zaledwie podobne rysy twarzy, charakterystyczne, długie, proste, ciemnoczerwone włosy, perlisty, szczebioczący mi jeszcze w głowie długo po tym jak go usłyszałam śmiech.  Wciągnęłam mocno powietrze zaciskając oczy, byle tylko na nią nie patrzeć.
Bo jest mi wstyd. Czuję się jakbym była sekretarką sypiającą ze swoim szefem i nagle przychodzi do pracy jego żona. I ONA jest tą żoną. Nie mam odwagi na NIĄ wymyślić, żadnego pseudonimu nawet.
Wstydzę się strasznie.
Nie wiedziałam, że to ten poziom. Nie wiedziałam, że ONA przychodzi do Marsa, poznaje jego kolegów i pół świata wie o tym, że hmm... są parą? spotykają się? Coś pośrodku tego. W życiu nie wpadłabym na to, że zaraz po tym jak przepieprzył mnie pod każdym kątem idzie z NIĄ na romantyczny spacer, trzymając JĄ za rękę, tą samą dłonią, którą przed chwilą robił mi dobrze. To była DZIEWCZYNA o której wiedziałam tyle, że ją lubi i kilka razy się z NIĄ widział. Nie miałam zielonego pojęcia, że to jest aż tak poważne.
Czuję się teraz trochę jak szmata. To ja byłam tą drugą, przez dobre 3 miesiące JĄ ze mną zdradzał.
Dlatego właśnie, gdy przechodzi obok - ja patrzę w ziemię.
Bo jest mi naprawdę bardzo wstyd, że kogoś w taki sposób skrzywdziłam.

***

Czuję się tłusta. Jak słonica waląca w podłogę, z każdym ruchem przez moje ciało przechodzi fala tsunami złożona z tłuszczu. Czuję się gruba. Co jest śmieszne bo patrząc w lustro : wiem, że nie jestem.
Wagowo : schudłam 2kg. Więc czemu nagle jestem święcie przekonana o moim olbrzymim zadzie?

wtorek, 15 października 2013

przeszłość między nami

Widziałam już jak idzie z daleka, wysoki, o całkiem ładnej budowie, w beżowym puchatym swetrze do którego zawsze chciałam się przytulić, ale nigdy nie miałam okazji. Westchnęłam ciężko pod nosem ni to zrozpaczona tym, że to wszystko już naprawdę nie wróci, ni to smutna tym, że sama siebie w tej sytuacji postawiłam. To ja się uwięziłam w czymś zwanym "związek", by po raz pierwszy od miesięcy spotkać Marsa, skinąć głową i powiedzieć "cześć". Odezwał się (jak zwykle) bo czegoś potrzebował.
Gdy już załatwił co musiał, wrócił na chwilę i usiadł ze mną na schodach. Przez chwilę miałam go przy sobie.
Nie kochanka, partnera, seks transformersa...miałam przy sobie przyjaciela z którym śmiałam się na schodach mojej szkoły jedząc czekoladę.
- Oh, mówisz, że nie masz miejsca w szafie? Jak mi przykro - uśmiechnęłam się szeroko, by zaraz udać rozżaloną minkę i zaraz schowałam głowę we własnych ramionach, kuląc się w sobie zaskoczona, że pozwoliłam sobie na aż taką bezpośredniość.
Po zaledwie chwili wszystko się rozpadło, jednocześnie ja powiedziałam "mam matematykę", on : "mam wykład" i zniknął.

***

Czuję, że się pospieszyłam i odrobinę żałuję? Że nie dałam sobie czasu na to, by po tym wszystkim odetchnąć, na nowo ten oddech złapać i ruszyć przed siebie. Na siłę rozkazałam sobie walczyć, a to z Rwl, a to z T. a to teraz z Kubą. 
Naprawdę go lubię, czuję się przy nim lekko, spokojnie. On jest taki uroczy, romantyczny...w końcu, w wieku prawie 19lat czuję jak to jest mieć chłopaka i co ranek czytać "dzień dobry kochanie".
Jest ktoś kto na mnie czeka, kto mówi "dobrze Saba" na wszystkie moje pomysły.
Ale z drugiej strony zachowuje się kompletnie jak dziecko, boi się przeszłości i nie potrafi się z nią pogodzić. Związek aktualnie to dla mnie przedszkole, w którym ja jestem przedszkolanką, a mój chłopak 4latkiem, który właśnie zaczyna czytać. Jest mi tym dziwniej i tym ciężej, że nigdy takiej sytuacji nie miałam i pewne sytuacje, chociaż nie wszystkie są dla mnie nowe.
Z Marsem mimo, że nie byliśmy razem, gdy coś się działo nie tak rozwiązywaliśmy to wspólnie, próbując sobie nawzajem pomóc, nie wstydziliśmy się swoich problemów. Kuba natomiast uparcie powtarza "to mój problem. zrobię to SAM". A przecież jestem z nim. I chcę być w każdej sytuacji.
Z Kubą brakuje mi błysku.

***

Siedziałam pod śpiworem spoglądając to na niego, to na moją przyjaciółkę i nosiło mnie, nie wiedziałam, co zrobić, co powiedzieć, by było ok. Ni stąd ni zowąd widziałam go już po raz drugi tego dnia, nie ukrywajmy - sama tego chciałam, przecież wiedziałam o której wraca do domu, a jednak tam siedziałam marząc o tym, by było chociaż w połowie jak dawniej.
- Ładna spódniczka - powiedział ni to do mnie ni to do monitora, podczas, gdy ja wypinałam się i wierciłam próbując zapiąć do końca plecak. Wmurowało mnie i podniosłam oczy patrząc prosto w jego. Teraz jak o tym myślę, to wiem, że wmawiałam sobie to co w nich zobaczyłam : tęsknotę? ból? tą jego kochaną figlarność? Między nami zostało pewne napięcie erotyczne.
I to wszystko.
Nie umiem na Niego spojrzeć jakoś inaczej, jak na przyjaciela bo tyle razy mnie zawiódł...porzucił dla ukochanej dziewczyny, by zaraz po jej utracie zamiast po prostu wrócić, gdy czekałam wciąż z otwartymi ramionami, on rzucił się w wir imprez i zabaw z jakimiś gówniarami.
I gdy ja prosiłam, by wrócił on był zbyt ślepy, zbyt głuchy by zareagować.
Teraz już na to wszystko za późno, choć cała sytuacja boli dalej.
Czuję się tak jakbym wyszła za mąż, z rozsądku i na moim horyzoncie pojawił się dawno niewidziany kochanek. Przyspieszyliśmy z Kubą i teraz zamiast być wolną i szczęśliwą, jestem po prostu w klatce.

poniedziałek, 7 października 2013

delikatnie mówiąc...






Byłam troszeczkę nietrzeźwa, z szerokim uśmiechem na twarzy patrzyłam na nasze splecione ze sobą dłonie, na jego twarz z ni to ogoloną ni to nietkniętą brodą, na biały tunel, który nieustannie głaskałam jadąc autobusem w końcu do domu.
Łaziliśmy sama do końca nie wiem gdzie,z  ludźmi których poznałam zaledwie chwilkę wcześniej, z jego ludźmi przede wszystkim. Poznałam go lepiej. Zachwycona patrzyłam jak tańczy z Markoską, w tej swojej dziwacznej czapce, jak co chwila na mnie patrzy, a jego oczy są przepełnione pragnieniem, czułością i chęcią dawania nam wszystkiego co najlepsze. Na pewno nie jestem do tego przyzwyczajona i cała sytuacja nie jest dla mnie łatwa. Ktoś o mnie dba, troszczy się, chce żebym była szczęśliwa, przedkłada mnie nad wszystko inne i próbuje na mnie poczekać..

- Dobrze mi przy Tobie...- zaczął mrucząc mi do ucha. Kuba leżał za mną przytulając mnie do siebie, a wolną ręką odtrącając psa, by w końcu przestał lizać mnie po nodze i dał nam spokój. Lubię jego głos (Kuby, nie psa) Niski, zachrypnięty, idealny do seks telefonu., to taki głos od którego przechodzą dreszcze, on się odzywa, a ja szeroko otwieram oczy i błagam o więcej, niech nie przestaje.
Ciągnie nas do siebie, jesteśmy delikatni, uważni, powoli uczymy się siebie na pamięć.
Znów czuję. Zagryzam wargi i drżę czując jego cierpliwe dłonie na moim brzuchu, udach, na ścieżce od biodra, przez talię, aż w górę, gdzie delikatnie zahacza o biust wsłuchując się w mój przyspieszony oddech. Przyciska mnie mocno do siebie, całuje kark, łopatki, pozwala mi odetchnąć tak jakby pytał o moją zgodę. A ja ją wyrażam. Bo już od dawien dawna się tak nie czułam. Bezpieczna w jego ramionach, chciana, gdy on sunie ustami po mojej szyi, twarzy, aż w końcu dociera do biustu. Przygryza sutki, przejeżdża językiem po całej powierzchni, dłońmi jeździ po udach, a ja wyginam się w jego stronę prosząc o więcej.
Śmieję się siedząc na nim i przyciągając do siebie, wsuwając palce w jego włosy, uważnie sunąc palcem po konturach tatuażu..
- Nie wiem co ty mi robisz, jak to robisz...- mówił dalej, a ja się rozpływałam pod jego dłońmi, wsłuchując się w jego głos, delikatnie całując, badając co mogę, a czego niekoniecznie.


Myślę czasami o tym jak bardzo to nie jest moje miejsce. On potrzebuje dojrzałej, cudownej dziewczyny, która da mu wszystko czego on zapragnie, a nie brunetki w swetrach jedzącej 5467 czekoladę i zmuszającej się do robienia prac na przegląd (naprawdę muszę się cholera za to zabrać, bo się w życiu nie wyrobię).
Niczym na niego nie zasłużyłam.

I hmmm... kocham te zdjęcia i mówię wszem i wobec : hej, to ja Saba, a to mój chłopak.



Pewnie też zapomniałam wstawić coś z pleneru :