niedziela, 22 grudnia 2013

sztuczne ognie

Przez ostatnie 6 miesięcy czułam się jak lalka. Taka pusta, mała laleczka, która wie co ma robić, ale zwykle i tak wszystko i wszystkich olewa, nic nie czuje, a robi po prostu to co inni uważają za słuszne.
Martwa to dobre określenie chociaż trochę przesadzone, bo przecież nic nie było widać.
Byłam sztucznie szczęśliwa, sztucznie zadowolona, sztucznie się bawiłam, by potem i tak zaraz unikać ludzi i próbować znaleźć się jak najdalej od nich. Bo ludzie są paskudni, patrzą tak jakby wszystko wiedzieli, jakby znali każdy Twój ruch i każde słowo, każdą myśl.
Potem coś poczułam. Coś tak gwałtownego, kompletnie niespodziewanego, coś wspaniale nowego.
Nagle chciałam chcieć. Marzyć? Tak dawno nie marzyłam, by nagle przed snem tworzyć ukochane wizje.
Za każdym razem jak pojawiał się w moich myślach czułam, że rosnę, że jest jakieś takie ciepłe, gigantyczne uczucie rozsadzające mnie od środka. Nie chodzi o bezpieczeństwo, o spokój w jego ramionach.
Chodzi o to, że gdy grał na swoim super casio, przygryzałam wargę mając ochotę znaleźć się na jego kolanach, chciałam po kolei jeździć palcami po każdym z jego tatuaży, być przy nim najbliżej, najczęściej jak się da, tęskniąc sekundę po tym jak się z nim rozstawałam.
Niesamowite uczucie. Tak bardzo mi nieznane, tak płomienne.....
Ale byłam jak sztuczne ognie. Efektowne, błyskające, niby ogień, a jednak nie. Taki, który zgaśnie parę minut po tym jak buchnie najbardziej popisowym płomieniem zostawiając po sobie smużkę dymu.
To były tylko dwa tygodnie - co chwilę to sobie powtarzam.
Co takiego może się dziać w czyimś umyśle przez dwa tygodnie?! Przecież dwa tygodnie to tak kompletnie beznadziejny czas, w którym nie ma jak poznać drugiego człowieka, nie ma jak odetchnąć od jego obecności. Tak gwałtowne, proste słowa. Chcę byś była moją codziennością.
Chciałam. To był ktoś przy kim chciałam się budzić. Z którym żadna sytuacja nie była niezręczna.
Którego każdy czuły gest odganiał wszelkie wątpliwości.
I się skończyło tak samo szybko jak się zaczęło, a ja głupia nie wiem jak mam sobie z tym poradzić.
To żałosne z mojej strony i nie umiem znaleźć żadnego lepszego słowa.
Żałosne, że tak przeżywam człowieka, który zrezygnował ze mnie ze względu na wiek.
Który powtarzając mi, że jestem piękna, cudowna, idealna po prostu mnie zostawił stwierdzając, że możemy się przyjaźnić.
A ja znowu czuję się martwa. Nie umiem nigdzie znaleźć swojego miejsca, nie wiem, czy to zdarzyło się naprawdę, nie umiem powiedzieć, co takiego czuję wobec tego kretyna.
Ale samo to, że jestem w stanie bez bicia, bez naciskania powiedzieć, że coś czuję - gratuluję, Saba.
Całą sobą proszę, by wrócił. By po prostu do mnie wrócił, a potem sama to zaprzepaszczam.
Gdybym mogła cofnąć czas..o głupią godzinę....gotowałabym z nim obiad, śmiałabym się, biłby mnie linijką bo dzisiaj to było jego hobby...ale jestem kretynką.
Wolałam spojrzeć na ten pierdolony telefon, tylko spojrzeć gdy wyświetliło się od kogo dostał pierdolonego smsa i przeczytać "LUNA <3", jego pierdolona była. Z tym pierdolonym serduszkiem w nazwie kontaktu.
I jedyne co wyświetliło się w mojej głowie, to komunikat : uciekaj.
Musiałam uciec. Jak najdalej. Byle już na niego nie patrzeć. Byle sobie więcej nie pozwolić na tak spontaniczne uczucia, jakie do niego żywiłam.
I zachowałam się dokładnie tak jak nie powinnam. Wyszłam pokazując całą gamę mojej niedojrzałości.
Żałowałam sekundę po tym jak trzasnęły drzwi.
Ale tego już nie cofnę.
Po prostu go straciłam. Straciłam kogoś kto sprawił, że poczułam, że żyję, że cokolwiek poczułam, kogoś kto obudził we mnie fizyczność, która skłamana tkwiła we mnie od paru miesięcy.

Zjebałam. Po prostu spierdoliłam po całej linii i już nie umiem i nie mogę tego naprawić.

(obśmiałam się strasznie czytając mój poprzedni post. bałam się powiedzieć, że jestem szczęśliwa, bo pewnie by się coś zjebało. No i miałam rację. Pozwoliłam sobie na szczęście, na jakieś uczucia i teraz muszę za to płacić. ale nie mogę tego żałować. Przynajmniej już wiem, że potrafię coś poczuć. Że to nie jest tak, ze jestem zimną małpą. Po prostu potrzebuję osoby, która to we mnie obudzi)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz