środa, 25 grudnia 2013

Mój dziadek bardzo schudł, chudnie już od jakiegoś czasu, a ja niby to widziałam, ale umiałam przemilczeć. Teraz jestem w stanie go całkiem objąć, widać jego obojczyki, a czegokolwiek nie założy po prostu na nim wisi.
- Dziadku, żebyś przestał wyglądać jak anorektyk - powiedziałam drżącym głosem łamiąc się z nim opłatkiem i przytuliłam go, czując po kolei każdą jego kość.
Z Babcią też nie jest najlepiej. Powiedziała, że od razu poczuła się dobrze, gdy mnie zobaczyła i natychmiast wpędziła mnie w poczucie winy. Rzeczywiście bardzo rzadko ją odwiedzam i sama nie jestem w stanie podać tego przyczyny. Może mam za mało czasu? Może za daleko, chociaż to tylko 20minut tramwajem?
Kocham moich dziadków. Babcia jest taka ciepła, kochana, zawsze przytuli i da wszystko, nawet jeśli jej samej brakuje. Gdy zapytałam, czy mogę podebrać pierników zaczęła je pakować do reklamówki, a ja w tym samym czasie upychałam je po kieszeniach. Babcia robi najlepsze pierniczki na świecie.
Na kolacji wigilijnej była też moja ukochana kuzynka - Margolcia. Paradowała wdzięcznie chybocząc się w fioletowej sukieneczce, szczerząc się niepełnym uśmiechem, rozdając wszystkim prezenty zebrane po półkach dziadków (3 razy z rzędu dostałam tą samą serwetkę z bombkami, a mój brat pilot do telewizora).
Siedziałam tam uśmiechając się, troszeczkę czując magię świąt i co mnie samą bawiło - myśląc o nim.
Siedziałam z Margolcią na dywanie pokazując jej jak się zakłada na szyję sznury błyszczących korali i widząc jak zachwyca się dziewczynką w lustrze, jak co rusz ściąga i z powrotem zakłada korale myślałam tylko o tym jak ja mu to opowiem. Tworzyłam dla Niego anegdotki świąteczne, a to o tym, jak Margolcia wzięła karpia ze stołu i tańcząc rozsmarowała go sobie na sukience, a to o tym jak Babcia głaskała Dziadka po łysej głowie i nakładała mu kapusty na talerz mówiąc, że może mu to trochę na urodę pomoże.
Myślę o Nim cały czas. Jak się kładę spać, jak wstaję, jem śniadanie, idę na spacer z psem, oglądam jakiś film, rysuję, patrzę na rękę, którą zdobią "Jego" tatuaże. Nie jestem w stanie pozbyć się wspomnień.
Patrzę na kanapę w salonie przypominając sobie jak oglądaliśmy film, a potem on mi napisał, że cały czas chciał mnie objąć, ale jakoś nie miał odwagi. Gotując coś, chcę się odwrócić, spojrzeć na krzesło w jadalni, zobaczyć Go, powiedzieć, by mi pomógł i słyszę Jego śmiech "Ja? W kuchni? Nie ma szans. Wspieram Cię mentalnie".

***

Idę znowu do Niego w sobotę i chyba już wiem co powiem.
Że to się musi skończyć, że nie umiem być jego koleżanką, że w życiu się tak nie czułam..
że jest idiotą, że się poddał, że ze mnie zrezygnował, a ja nie będę patrzyła jak się ugania za innymi dziewczynami, bo mi za bardzo zależy.
Tak, tak - to były głupie dwa tygodnie.
Ale pokazałam mu tą miłą stronę siebie. Gdy nie jeździłam po nim, nie wyśmiewałam co drugiego ruchu, nie wypominałam, tylko wtulałam się w Niego dumna, że mam kogoś takiego.
Pamiętam tego durnego bilarda : stali obok siebie - Mars i On. Pili piwo, śmiali się, grali w grę, której w życiu nie zrozumiem, a ja patrzyłam tylko na Niego. Chciałam Go wiecznie mieć przy sobie, co rusz podchodziłam, by się przytulić, pocałować w jakąkolwiek część ciała, byłam tak niesamowicie dumna za każdym razem, gdy dobrze wcelował bilą.
To tak niesamowicie żałosne, że muszę zerwać z Nim kontakt.
Nie będę koleżanką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz