wtorek, 26 listopada 2013

stwierdzenie "nie wychodzi mi nic" est niedomówieniem

Jestem SAMA. Podobno pozytywnie sama, w sensie singielka, bez żadnego przedstawiciela płci męskiej, któremu trzeba odpisywać na miliardy wiadomości, z którego zdaniem trzeba się liczyć, poświęcać czas i pieniądze. Na pytania "masz kogoś?" odpowiadam "nie", słysząc "a na fb masz ustawiony związek",mówię "już nie". Podczas lekcji tylko mi się wydaje, że słyszę wibracje telefonu oznajmiające przybycie smsa, bo przecież nie ma już kto do mnie napisać. Nie muszę golić okolic bikini, bo i tak nikt mnie nie ogląda, farbuję włosy nie zastanawiając się, czy "moje kochanie" zaakceptuje ich nowy kolor.
Jestem SAMA. Samiusieńka, samiuśka. Przy moim boku nie ma kompletnie nikogo.
Kompletnie sobie z tym nie radzę.
W moim życiu zawsze był ktoś, zawsze miałam obiekt westchnień o którym mogłam wymyślać cudowne, romantyczne historie..który zejściem po schodach przyprawiał mnie o natychmiastowy orgazm..do którego mogłam napisać wiadomość w stylu "Dzisiaj zdarzyło się x", którego nazywałam jakimś zwierzątkiem (Żabka, Krewetka)...a teraz nie ma NIC.
Teraz mogę zająć się sobą. Mogę rozwinąć talent malarski, porobić projekty tatuaży, przeczytać książki na które nie miałam czasu i latać w bieliźnie przed wszystkimi ludźmi wokół.


***
Tęsknię za Kubą. Za jego uśmiechem, gdy budził się przy mnie, za jego miękkimi włosami w które tak lubiłam wplątywać palce. Brakuje mi rozmów z nim, jego cudownego, ochrypłego głosu pełnego ciepłych, czułych słów. Lubiłam to jak mnie przytulał, chociaż jest przecież chudy - tak miękko, ogarniał mnie całym sobą, a nasze ciała choćby nie wiem co zawsze były w tej idealnej, wygodnej pozycji.
Lubiliśmy razem gotować i szło nam to fantastycznie. Te gigantyczne burgery, jego ukochana karmelizowana cebula, kanapki z boczkiem, mnóstwo czekolady i popcornu, gdy siedzieliśmy oglądając filmy na łóżku.
Byliśmy rozleniwieni, czuli dla siebie nawzajem, pełni zrozumienia...Kuba jest wspaniałym chłopakiem.
Naprawdę wspaniałym, może tylko troszkę zbyt dramatyczny. Jak Werter XXI wieku.
Ale dbał o mnie i wciąż dba, moje potrzeby były najważniejsze, moje zdanie...naprawdę mu na mnie zależało.
Tępo przekonuję się o słuszności decyzji. Bo miałam rację. On nie może się przy mnie marnować, musi mieć kogoś kto go pokocha. Dziewczynę, która odda dla niego wszystko. Bo na to właśnie zasługuje, a ja jako emocjonalny niedorozwój nie umiałam tego dać.

***
- Saba? Wszystko w porządku? - usłyszałam za plecami głos. Dość charakterystyczny szczerze mówiąc. Klejący się, nosowy, ni to niski ni to wysoki. Biały. Odwróciłam się z lekko przerażoną miną
- Muszę naprawdę strasznie wyglądać, skoro nawet ty zwróciłeś na to uwagę - stwierdziłam z przekąsem, wycierając wciąż kapiące łzy z policzka i uśmiechnęłam się próbując nadać mojej wypowiedzi bardziej swojski ton
- Miałem czas, by cię poznać. Opowiadaj - mruknął tylko przygarniając mnie do siebie ramieniem i spokojnie słuchając. O wszystkim. O tym, że Kuba, że mi źle. O Dżinie, że źle zrobiłam, o Rwl, że zraniłam, że Mars zranił mnie. Że nic mi się nie udaje. Że chyba po prostu nie umiem kochać. Że mój brat ma głupi, nastoletni okres życia, a moja mama jest w głupiej sekcie i wszyscy po kolei są głupi. A już najbardziej wredna kanarzyca, która nie chciała mi odpuścić, bo od wczoraj miałam nieważną sieciówkę.
Biały słuchał. Kiwał głową nic nie rozumiejąc, ale słuchał. Nie myślałabym, że akurat on to umie.
- Wiesz...kiedyś między nami było inaczej, teraz się zmieniło, ale możesz na mnie liczyć.
Jeśli chcesz towarzystwa, milczenia, pomocy...pamiętaj, że jestem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz